Menu

piątek, 26 lutego 2016

STARE BOGACZOWICE - Klasztor pocysterski. (GPS - 50.8477 / 16.1909)

 Stare Bogaczowice, to może nie jest znana miejscowość, ale jej historia jest naprawdę bogata, a obiekt który chcę Wam pokazać jest jej częścią.

 Zacznę może od krótkiej historii Starych Bogaczowic.

 Sięga ona XIII w. kiedy to Henryk Brodaty darował te ziemie Cystersom z klasztoru Henrykowskiego. Pierwsze pisane wzmianki pochodzą z 1227 r. Następnie w 1292 r. dobra przejął nowo powstały klasztor należący również do cystersów, ale w Krzeszowie.
 Już w XIV w. była tu cysterska grangia (gospodarstwo), dzięki której wieś zaczęła się znacznie szybciej rozwijać i trzeba tu dodać, że za panowania cystersów przeżywała swój prawdziwy rozkwit.  Wystarczy napisać, że były tu dwie kuźnie, browar, słodownie, gospody, szwalnie i inne zakłady rzemieślnicze. Nawet rybak miał pozwolenie na prowadzenie swojej działalności. Należy jeszcze dodać, że wieś miała pozwolenie na wydobycie kruszców, srebra i saletry. 

 Wracając do klasztoru, to muszę przyznać, że jego początki nie są dla mnie do końca jasne, ponieważ większość źródeł podaje koniec XVII w. jako moment rozpoczęcia budowy obiektu, ale znalazłem na stronie  http://www.starebogaczowice.ug.gov.pl/ opis z którego wynika, że obiekt został wybudowany dopiero na początku wieku XVIII, a konkretnie jako datę rozpoczęcia budowy podają rok 1703 .

 Cystersi zarządzali swoimi starobogaczowickimi dobrami aż do sekularyzacji w 1810 r.

 W 1810 r. po sekularyzacji, obiekty przechodzą we władanie króla, a w zabudowaniach ulokowano Zarząd Dóbr Królewskich. W skrzydle wschodnim mieściła się szkoła katolicka i plebania.

 Po II W.Ś. na krótki okres osiedliły się w obiektach klasztornych siostry Urszulanki. Następnie zostały one wysiedlone, a zabudowania przejęły Państwowe Gospodarstwa Rolne.

 Obecnie w budynkach klasztornych znajdują się mieszkania prywatne. Klasztor ma kształt podkowy otwartej od strony południowej.

 Obiekt mimo, że barokowy jest dość skromny, ale pamiętajmy, że został wybudowany na potrzeby mnichów.

 Widok od strony północnej.

 Brama wjazdowa na teren klasztoru.


 Skrzydło wschodnie klasztoru.

 W niszy figurka Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus.

 Skrzydło północne z drewnianym gankiem.



 Widok na skrzydła wschodnie i północne.

 Skrzydła Północne i zachodnie.

 Kilka zdjęć z wnętrza. Oczywiście korytarze, bo jak wcześniej wspomniałem w izbach są mieszkania prywatne.



 Jeszcze jeden widok od strony północnej.

6 komentarzy:

  1. Brawo za pomysł. Nie spotkałam się jeszcze ze zdjęciami klasztoru w Internecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewno nie wszyscy wiedzą, że zabudowania należały kiedyś do klasztoru. Na pierwszy rzut oka mogą kojarzyć się z jakim folwarkiem. :)

      Usuń
  2. Jestem właśnie jednym z takich dopiero co "oświeconych" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, że nie jesteś wyjątkiem ;). Gdyby nie to, że wiedziałem o nim, to pewno też byłbym zaskoczony :).

      Usuń
  3. W tym klasztorze spędziłem dwa razy wakacje. Był to rok 1967 i 68. O ile mnie pamięć nie myli, gdyż miałem wtedy 7 i 8 lat. Siostry urszulanki były kochane, wspominam je bardzo miło. Zbiegając ścieżką ze wzgórza, na którym stoi kaplica Sw. Anny rozwaliłem sobie (na wystających w poprzek ścieżki korzeniach) wargi,- poprzecinane na moich zębach... mimo tej katastrofy - musiałem wtedy dobrze beczeć ;-) zapamiętałem wzgórze z kaplicą jak najlepiej. Było tam dużo grzybów w takiej cienkiej, długiej trawie. Piękne, ogromne drzewa. Podszycie lasu było bez krzewów, tylko te wysokie drzewa i trawa. Przy klasztorze był prześliczny ogód. Cała masa kwiatów (wiadomo, kobiety! plus do kościoła) a oprócz tego drzewa i krzewy owocowe. Siostra Berchmansa zabraniała włażenia na drzewa i zrywania jabłek, gruszek i śliwek. Pilnowała też abyśmy nie oberwali wszystkich orzechów laskowych. Owoce dostawaliśmy do posiłków i na podwieczorki. Była brunetką, miała czarne brwi, czarnego kota i wyglądała z tym kotem jak ... ale ja tego nie powiedziałem! ;-)
    Grała na koścelnych organach i wtedy myślałem, że był to marsz czarownic na Łysej Górze. Dzisiaj wiem, że była to toccata i fuga d-moll Bacha. Siostra Stella gotowała dla nas i piekła pyszne placki z rabarbarem. Była grubą, wesołą blondynką. Z ochotą pomagaliśmy jej zmywać naczynia i przygotowywać posiłki. Zawsze coś wpadło do dziecinnej gęby... ;-)
    Sale klasztorne były duże (dla nas dzieci) i trochę straszne. Takie białe i puste ściany oraz ciemna i prosta stolarka. Nie pamiętam żadnych obrazów czy kolorowych zasłon, firan czy narzut na łóżka. Biel i czerń lub ciemny brąz. Trochę brrr. Na spacery chodziliśmy albo w lewo, przez asfaltową szosę i na wzgórze św. Anny lub/i na pola ją otaczające albo w prawo, ścieżką wzdłuż łąki (uwaga na krowie placki!) do mostku na potoku, za mostkiem znowu w prawo i wzdłuż potoku do lasu. Tam były zaskrońce świetnie nadające się do straszenia Izy. ;-) Mogę tak gadać długo, bo wszystko stoi mi przed oczami. Muszę kiedyś pojechać do Starych Bogaczowiec i sprawdzić moją pamięć. Pozdrowienia z Chicago!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podzielenie się z nami tym wspomnieniem. Ciekawa historia. Prawdę mówiąc, to chyba każde z nas ma podobne wspomnienia z dzieciństwa. Najsmutniejsze jest to, że ... to było tak dawno i już nie wróci :(.
      Pozdrawiam.

      Usuń

Zapraszam do komentowania, chętnie poczytam wasze opinie o blogu, co można zmienić, co dodać, co usunąć.
Możesz skorzystać z konta "ANONIMOWY" - bez zobowiązań.

Proszę również o to, aby nie pisać na temat właścicieli obiektów, ponieważ nie wszystkim się to podoba i miewam w związku z tym nieprzyjemności.

Piszcie też, co chcielibyście zobaczyć .. postaram się pokazać Wam te miejsca.

okna

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...